niedziela, 31 lipca 2016

Kwartalnik treningowy #2 - kwiecień-czerwiec + relacja z seminarium rally-o oraz 3. Pikniku na Czterech Łapach

Wszystko opóźnione, szkoda gadać, co ze mnie za psi bloger! Nie zanosi się na poprawę w najbliższym czasie, ale nie ma co się tłumaczyć i wychodzić tu z prywatą, jak się poprawi, to się poprawi, a tymczasem nadrabiamy zaległości! :)


Kwiecień, maj i czerwiec były dla mnie prywatnie bardzo pracowite, co niestety odbiło się na sensownym spędzaniu czasu z Bąblem. Nie nudziliśmy się jednak i mimo, że w domu treningi szły nam w kratkę, to działo się i tak sporo!

Kwiecień minął nam przede wszystkim pod znakiem rally-o i podstaw obedience. Uczestniczyliśmy (razem z Bohunem! łapka! :)) w seminarium rally-o prowadzonym przez Olgę Nylec, a zorganizowanym przez chłopaków z Nakamy - Psiej Akademii. Pani Olga jest rewelacyjna jako trener (od razu widziała, że bardziej trzeba w naszym tandemie pracować ze mną, niż z Bąblem, który w lot wszystko łapał) i świetnie poprowadziła seminarium oraz zawody treningowe. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie... pogoda! Dwa dni zamarzania w deszczu... Do dziś dziwię się jak Bąbel mi to wybaczył :P Ćwiczył naprawdę dzielnie, ale wiem jak bardzo nie lubi wody - w jakiejkolwiek formie - i tego niestety nie dało się przeskoczyć. Czarnuch stanowczo odmawiał wykonywania wszelkich zadań polegających na leżeniu na mokrej trawie. Udało mi się przekonać go do położenia się na ręczniku, ale widać było, że tak intensywne dwa dni i to z taką pogodą, to dla niego zbyt wiele. Gdy wracaliśmy popołudniu samochodem do domu, to zasypiał w 5 minut oparty o moją rękę na drążku zmiany biegów ;) To był nasz debiut seminaryjny - jak widać ekstremalny, ale zupełnie tego nie żałuję! Poznałam lepiej mojego psa, zdałam sobie sprawę jak bardzo muszę pracować nad sobą jako przewodnikiem, ale przede wszystkim połknęłam bakcyla rally-o i jestem przekonana, że to jest ten psi sport, w który chcemy iść głębiej. Większość zadań z 1 klasy i niektóre z wyższych Bąbel już potrafi, potrzeba nam tylko spokojnego wypracowywania wszystkich elementów i utrwalania tych już "naumianych". Akurat kiedy w maju we Wrocławiu były zawody rally-o byłam na wyjeździe, ale śledzę daty kolejnych zmagań i jeśli nie w tym roku, to na pewno w przyszłym spróbujemy swoich sił w oficjalnych zawodach. Seminarium bardzo wiele mi dało, uświadomiło jak wiele zbędnych i mylących mojego psa gestów wykonuję, a on oczekuje tylko prostego znaku, bo dobrze wie co robić. Bardzo się cieszę, że mimo uciążliwej pogody udało nam się nauczyć kilku zupełnie nowych rzeczy, np. piwota w lewo! Ćwiczenia na świadomość psiej pupy nie poszły na marne :)

Wymęczony pies...

Niemalże równolegle do uczestnictwa w seminarium dołączyliśmy do OBIprzedszkola, prowadzonego przez Anię Zioberską i Kamilę Piątek. Po raz kolejny tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że nie ma to jak trenowanie pod okiem kogoś doświadczonego. Dziewczyny od razu wyłapywały moje błędy, pomagały odpowiednio wydawać polecenia, bardzo przystępnie wyjaśniały zawiły świat posłuszeństwa sportowego. Z powodu nawałnicy prywatnych i innych spraw musiałam zrezygnować z treningów - nie chciałam ich traktować po macoszemu. Jeśli nie mogę trenować na 100%, to wolę już zrezygnować, utrwalać to, co dotychczas, a wrócić jak już będę mogła się zaangażować. Jednak bardzo dużo przydatnych wskazówek i ćwiczeń mam spisanych w bąblowym kajeciku i korzystam z nich na potrzeby treningów "domowych". Wiele rzeczy, które ćwiczyłyśmy na zajęciach pomaga mi w wypracowywaniu z Bąblem komend zupełnie nie związanych z obi. Samokontrola, równanie do lewej nogi - to absolutne podstawy, które pomagają nam teraz chyba w każdej sytuacji. Bardzo się cieszę, że mogliśmy uczestniczyć chociaż w kilku zajęciach! 


Poza typowo sportowymi treningami Bąbel miał okazję poćwiczyć swoje umiejętności socjalizacyjne i to znów w dość ekstremalnych warunkach. Najpierw zabrałam go do Muzeum Narodowego we Wrocławiu, gdzie pracuję, jako gościa specjalnego na zajęciach dla dzieci poświęconych psom w sztuce. Naszym zadaniem było opowiedzenie dzieciom jak postępować z nieznanym psem, jakie gesty psy lubią, a jakich nie, oraz oczywiście pokazanie kilku popisowych sztuczek ;) Bąbel na początku był trochę zestresowany (oczywiście zabrałam go wcześniej do muzeum, żeby mógł sobie obwąchać teren, zapoznać się z otoczeniem), ale zachowywał się pierwszorzędnie i z radością odbierał głaski od dzieci. W maju mieliśmy kolejną okazję do spotkania z dziećmi, tym razem wraz z Nitrem i jego opiekunką Olą z bloga Pies we Wrocławiu odwiedziliśmy pobliskie przedszkole, aby znów opowiedzieć dzieciom jak zachowywać się wobec czworonogów, pokazać kilka sztuczek i przede wszystkim opowiedzieć o adopcji i o naszych schroniskowcach. Byliśmy naprawdę ciepło przyjęci, psy spisały się na medal i dzieciom chyba się podobało ;)

Jeśli chodzi o domowe treningi, to nie było ich zbyt wiele, mea culpa. Ale za to Bąbel dostawał solidną porcję dłuższych spacerów - w ramach walki o powrót do szczupłej sylwetki kudłacza ;) I mamy sukces! Waga wskazuje w tym momencie 13,5 kg, co oznacza spadek o prawie 1 kg! Do wymarzonej masy brakuje jeszcze 1 kg w dół, ale i tak jestem już bardzo zadowolona. Pomogło na pewno przejście na dietetyczną karmę VetExpert Obesity, ścisła inwigilacja podkarmiaczy Bąbla oraz właśnie ten dodatkowy ruch. Najbardziej cieszę się z tego, że wraz ze spadkiem wagi Bąbel na powrót stał się ruchliwy, bardziej radosny i problemy z tylną łapą odeszły w niepamięć. Nie zwalniamy i spalamy dalej! :) 


Czerwiec oznaczał dla nas dwie duże psie imprezy - dogtrekking w Trzebnicy i 3. Piknik na Czterech Łapach. Nasz dogtrekkingowy debiut zaliczam jako udany! Mimo niemiłej przygody (przez pewien czas musiałam Bąbla nieść, ponieważ przestraszył się wystrzałów gdzieś w oddali i przywarł do ziemi, odmawiając pójścia dalej...), bardzo miło wspominam to wydarzenie, głównie ze względu na doborowe towarzystwo - dzięki Aria, Jaskier, Orson i Kira! :) Fajnie było też spotkać znów Bohuna, Pufową ekipę i Elizę z Sigmą, którzy startowali w długości mid. Nasze mini było zdecydowanie najlepszym wyborem na początek przygody z dogtrekkingiem, ale chętnie spróbuję sił na dłuższych trasach w przyszłym sezonie. Być może uda nam się w tym roku jeszcze wziąć udział w zawodach w Złotym Stoku. Bąbel fajnie dawał radę kondycyjnie i gdyby nie te wystrzały to dziarsko dotarłby do mety bez większych przeszkód :)
Piknik na Czterech Łapach to już powoli nasza mała psia tradycja. Uczestniczyliśmy w nim w zeszłym roku, bardzo nam się podobało, więc nie było opcji, żeby w tym roku ominąć to wydarzenie! Wzięliśmy udział w wyborach mistera Acana (niestety bez pozytywnego rezultatu, ale liczy się zabawa! :)) i w grze terenowej, gdzie udało nam się znaleźć w gronie 10 najlepszych drużyn, za co otrzymaliśmy różne ciekawe psie fanty (jeszcze nie wszystkie wypróbowaliśmy, a jest wśród nich np. szampon czy naturalne gryzaki). Gra w tym roku była w mojej ocenie jeszcze fajniej przygotowana niż w roku ubiegłym. Ogromny plus dla organizatorów za przygotowanie punktu Fundacji Węgielek, w którym można było nauczyć się jak udzielać pierwszej pomocy czworonogom!

Bąbel idzie zaprezentować się jako kandydat na mistera pikniku :)

Nasz parkowy kolega, Misiek, w nabytej na pikniku muszce od MalinaCrafts prezentował się wspaniale!

No i kończy się lipiec, zaraz sierpień, wrzesień... Nasze plany na ten kolejny kwartał to przede wszystkim powrót do ćwiczenia na własną rękę sztuczek i elementów rally-o oraz podtrzymanie tradycji dłuższych spacerów. Na ambitniejsze cele przyjdzie czas...
Daję sobie też czas na odpoczynek i mały reset. Bardzo tego potrzebuję. Bąbel już miał swoje wakacje w tym roku - był z moimi rodzicami nad morzem (pojechaliśmy z narzeczonym tylko na weekend razem z nimi, bo musieliśmy zobaczyć jak Bąbel zareaguje na plażę i morze, ale nie mogliśmy zostać - praca...) i u babci. Okazuje się, że to prawdziwy pies plażowy! Do wody raczej się nie zbliża, ale kopaniu i bieganiu po plaży nie ma końca. Rodzice twierdzą, że wakacje bardzo mu się podobały ;)

"Spadaj matka, nie idę do żadnej wody..."
Samo szczęście! :)
Zamyślony... Ciekawe co dziś będzie na kolację...
Gdyby tylko ten piasek nie leciał tak do oczu!

A jak Wam mijają letnie miesiące? Odpoczywacie czy może właśnie teraz intensywniej nad czymś pracujecie? Dajcie znać co u Waszych czworonogów!

sobota, 11 czerwca 2016

A może rasowy...? TOP 5 psów, które mogłabym mieć + mój głos w dyskusji "Nie kupuj, adoptuj!"

Dziś wpis bardziej na luzie, choć nie do końca, bo zależało mi, aby poruszyć temat budzącej niekiedy kontrowersje dyskusji pod hasłem "Nie kupuj, adoptuj!". W przygotowaniu na początek lipca jest już kolejny kwartalnik treningowy, w którym zrelacjonuję jak nam minęła wiosna, w tym seminarium rally-o z Olgą Nylec i pierwsze kroki w kierunku obedience. Teraz priorytetem jeśli chodzi o pisanie jest stety-niestety praca magisterska, stąd moja nikła aktywność w psiej blogosferze. Na facebooku od czasu do czasu pojawia się coś więcej, ale odetchnę dopiero po wydrukowaniu pracy i wtedy na pewno więcej będzie się działo także tutaj. 

Ale nie przedłużając - wpisy z cyklu "TOP [tu wstaw dowolną liczbę]" zawsze czytam z przyjemnością i od dłuższego czasu chodził mi po głowie wpis na temat moich ulubionych ras. W tym przypadku ranking w żaden sposób nie odzwierciedla większej lub mniejszej sympatii, stąd nie pojawi się żadna numeracja, a jedynie "wykropkowanie" poszczególnych psów ;) Zresztą, wybór tylko 5 ulubieńców był bardzo trudny! Gdybym chciała przedstawić wszystkie moje ulubione rasy psów to pewnie wyszłoby z tego nie TOP 5, a TOP 55... Dość powiedzieć, że darzę ogromną sympatią właściwie całą pierwszą grupę FCI (owczary rządzą! ostatnio bardzo polubiłam bearded collie), a do tego cała masę innych ras, takich jak popularne mopsy i buldogi (angielskie nawet bardziej niż francuskie!), samoyedy, charty saluki i charciki włoskie, corgi, papillony (im dalej wymieniam, tym bardziej mam wrażenie, że powinnam po prostu napisać: lubię WSZYSTKIE psy ;)), szpice (też chyba wszystkie!), gryfoniki (małe brzydale <3), niektóre terriery - szkockie i bostońskie - niektóre dowodniaki, czy wreszcie wielkie miśki, takie jak nowofundland albo rasy, o których istnieniu dopiero niedawno się dowiedziałam, takie jak pies Gotów. Nie są to jednak psy, które rzeczywiście chciałabym mieć, gdybym miała taką szansę (przynajmniej w większości, bo niektóre jednak bym chciała, ale mniej niż te z TOP 5 ;)). Z różnych względów - zdrowotnych, charakterologicznych danej rasy, moich możliwości do zapewnienia danemu psu odpowiedniej opieki i ilości ruchu itd. A co do terrierów to jestem właściwie pewna, że ani trochę się nie nadaję. Zaraz taki uparciuch wszedłby mi na głowę ;) Oczywiście wszystko to jest w pewnym stopniu uproszczeniem, ponieważ w obrębie danej rasy zdarzają się bardzo różne osobniki, ale siłą rzeczy musiałam dokonać jakiejś selekcji biorąc pod uwagę predyspozycje moje i danej rasy ;)

No to jakie czworonogi szczególnie sobie upodobałam?


  • Schipperke
Źródło: link
Podobieństwo do Bąbla celowe i zamierzone ;) Czarne psy zawsze mają u mnie dodatkowe punkty ze względu na mojego Czarnucha. Uważam też, ze są po prostu śliczne! Ze wszystkich możliwych umaszczeń psów najbardziej podobają mi się właśnie całe czarne albo merlaki (zwłaszcza blue merle! spleśniałe psy rządzą <3), co ta lista doskonale pokaże... Ale wracając do Schipperke, garść informacji "technicznych".
Schipperke to I grupa FCI, a więc mały pastuch-zaganiacz. Mikrusek, (średnio 3-7 kg, do ok. 30 cm w kłębie), ale jak to z maluchami bywa, z werwą! Rasa pochodzi z Flandrii i była wykorzystywana dawniej jako psy stróżujące, odganiające gryzonie oraz załoga łodzi śródlądowych. To bardzo czujne i ciekawskie psy, o kipiącym radością usposobieniu, bardzo szybko się uczą i chętnie się bawią - brzmi jak mój ideał! Spełniają się m.in. w agility - ja osobiście śledzę z upodobaniem poczynania pewnej diabelskiej ekipy ;)
Żeby nie było tak różowo, same oczywiście się sobą nie zajmą - trzeba im zapewnić odpowiednią ilość ruchu i stymulacji móżdżkowej, coby się nie zajęły destrukcją domostwa, mogą też być podejrzliwie w stosunku do obcych ze względu na swoje predyspozycje do stróżowania. Wymagają konkretnego przewodnika, który jasno określi zasady i będzie ich konsekwentnie przestrzegał - takim przewodnikiem chciałabym być, więc chyba posiadanie Schipperke to byłaby szkoła dla obu stron ;)


  • Owczarek belgijski Groenendael

Źródło: link
Malinki też bardzo mi się podobają, ale jednak co czarnuch to czarnuch ;) I jakoś wolę psy długowłose. Mam pewne wrażenie, że gdyby na szybko ktoś mnie zapytał jakiej wielkości psa bym wolała, to trudno byłoby mi się zdecydować czy chcę psa dużego, średniego czy małego. Każdy rozmiar ma swoje wady i zalety ;) Moja topowa piątka pokazuje, że raczej idę w kierunku małych-średnich, ale Groenendael niech będzie przedstawicielem wszystkich dużych ras, które również uwielbiam. Kolejny reprezentant I grupy FCI. Gronki mierzą zwykle ok. 58-62 cm w kłębie i ważą od 20 do 30 kg. Bardzo dobrze sprawdzają się jako psy pracujące, szkolone są do pracy w policji ze względu na znakomity węch, mają doskonałe predyspozycje do tropienia, pracują również jako psy-ratownicy i psy-przewodnicy. Dobrze socjalizowane i prowadzone są pewne siebie i energiczne. Stale potrzebują kontaktu z ludźmi, są przyjazne. Zdarzają się i osobniki "miękkie" i takie ze skłonnością do dominacji, ale jak to owczarki - bardzo szybko się uczą i chętnie pracują z człowiekiem. Linieją podobno przeokropnie ;) Dla zainteresowanych, z przymrużeniem oka, wzorzec właściciela gronka -  link ;)


  • Owczarek szetlandzki
Źródło: link
"Mały Lassie"? ;) Jest u nas w parku taki jeden, tricolorek, bardzo fajny! Szelciaki jakoś zawsze bardziej podobały mi się od owczarków szkockich, może dlatego, że lubię puchate (pluszowe :P) psy i nie mają takich wydłużonych pyszczków? Tak czy siak, po prostu kolejny owczar, który bardzo mi się podoba i jest w czołówce ras do rozważenia pod kątem hipotetycznego kupna. A jeszcze jakby trafił się sheltie blue merle - spełnienie marzeń! 
Owczarki szetlandzkie, średnio 5-10 kilogramowe, wysokie w kłębie na 33-39 cm), według nazwy powinny wywodzić się z Wysp Szetlandzkich. Jest tak w istocie, ale ich dokładne pochodzenie jest bardzo złożone i na samym początku sięga Norwegii. Dzisiejszy sheltie to wynik wielu wieków krzyżowania różnych ras, m.in. pochodzenia norweskiego i brytyjskiego. Wiele szelciaków ma dobry instynkt pasterski, niektóre także sprawdzają się jako stróże, gdyż są zwykle nieufne wobec obcych (polecam przejść się ulicą Kochanowskiego we Wrocławiu, jest taki jeden dom, gdzie za płotem jest sześciu takich stróży... niezapomniany widok jak takie puchate kule drą się w niebogłosy! Oczyma wyobraźni już widzę jak ktoś niepowołany wchodzi na posesję i każdy szelciak chwyta ząbkami za inną część natręta i szarpią, to za ręce, to za nogi, to za kurtkę... ;)). Sheltie są bardzo oddane swojemu przewodnikowi i chętnie pracują, uczą się doskonale i mają predyspozycje do sportów kynologicznych. Bardzo towarzyskie, lubią dzieci i są skore do zabaw. Ostatnio bardzo fajny wywiad z hodowczynią tych psiaków pojawił się na blogu Śledź też pies. Aż sprawdziłam z ciekawości czy nie mają szczeniąt! ;)


  • Pudel
Źródło: link
W końcu jakiś nie-owczar w moim zestawieniu - tym razem grupa IX FCI, pies do towarzystwa, ale i do wielu psich sportów. Marzy mi się taki pudel miniaturowy albo średni, ewentualnie toy, który jak kauczuk odbijałby się od ścian i byłby mistrzem sztuczek i agility! ;) Duży pudel jest jakiś taki... za duży. Nie pasuje mi do ich wyglądu taki rozmiar ;) Kiedyś pudle wykorzystywane były do polowań, przede wszystkim na wodne ptactwo i to z tym powinniśmy kojarzyć charakterystyczne strzyżenie "w kule" - miało to chronić najważniejsze części ciała, np. stawy, i zniwelować opór wody, aby mogły być szybsze i sprawniej polować, nie narażając przy tym zdrowia. Jakbym miała pudla to na pewno bym go tak nie strzygła, ale pielęgnacja to jest to, o czym należy pamiętać w przypadku tej rasy. Ale nie linieje! Od wielu lat w rankingu najinteligentniejszych psów jest na drugim miejscu po border collie. To bardzo żywe, ciekawskie psy, które lubią kontakt z ludźmi i potrzebują go. Występują w wielu umaszczeniach, ale zgadnijcie jaki mi by się marzył? ;)


  • Whippet
Źródło: link
Charty słyną ze swojej niezależności, przez co nie są psami łatwymi do wyszkolenia (tu ukłon dla rewelacyjnej przewodniczki rewelacyjnego afgana Ptysia! :)). Wśród wszystkich odmian chartów to whippety są podobno tymi najbardziej podatnymi na szkolenie. Whippet, X grupa FCI, to chart angielski, pies wyhodowany głównie w celach wyścigowych. Charakterystyczna sylwetka, wysokość średnio od 45 do 50 cm i waga 10-20 kg, sprawiają, że psy te mogą rzeczywiście doskonale sprawdzić się w sportach, w których liczy się prędkość. Whippety mają delikatną skórę, ale są mocno zbudowane i wytrzymałe, ich mięśnie są elastyczne. Typowi psi sprinterzy! Na ogół są to psy zrównoważone, chętnie przebywają z ludźmi i są im posłuszne. Wymagają bardzo dużo ruchu, szczególnie w wieku młodzieńczym, stąd na pewno nie jest to pies dla każdego! Niestety są dość wrażliwe na problemy zdrowotne związane ze skórą i alergie. To chyba jedyna rasa, co do której nie mam preferencji kolorystycznych, a czarne chyba podobają mi się najmniej ;) Białe, niebieskie, łaciate whippety - biorę wszystkie!

---

Tak więc przedstawia się lista moich ulubieńców - czyli najlepiej łatwe w obsłudze, fajnie pracujące, radosne czarne kudłacze albo merlaki ;) Kto wie, może pewnego dnia do naszego stadka dojdzie jeszcze jeden mały czarny, np. Schipperke? Trudno powiedzieć, bo nie jestem pewna czy byłabym w stanie wziąć pod swój dach jakiegokolwiek psa, który nie byłby psem z fundacji czy schroniska. Świadomość tego, ile psów, nie tylko kundelków, ale także w typie ras, a nawet rasowych, jest w potrzebie chyba za każdym razem wygrałaby we mnie z myślą o kupnie psa z hodowli. To moje osobiste odczucie w tym momencie życia, w którym aktualnie jestem, tym niemniej, nie mam absolutnie nic przeciwko osobom, które decydują się na psa z hodowli! Dla każdego to, czego mu potrzeba, co spełni jego oczekiwania, marzenia. Uważam wręcz, że jeśli jest to odpowiedzialna i przemyślana decyzja to nie mogłoby być lepszej - jeżeli komuś zależy na konkretnym psie do pracy, wybranych sportów kynologicznych, a przy tym korzysta ze sprawdzonej, dobrej hodowli - wspaniale! Znam osobiście osoby, które mając psy z hodowli czynnie angażują się w pomoc fundacjom, schroniskom. Nie uważam tego jednak za konieczność, za jakąś dziwną obowiązkową formę "odpokutowania" tego, że "kupiło się" psa zamiast go "adoptować". Dlaczego stawiamy te pojęcia w tak ostrej opozycji? Wielokrotnie widziałam w różnych zakątkach internetu zażarte dyskusje (żeby nie powiedzieć gorzej!), niejednokrotnie przeradzające się w otwarte, wręcz personalne konflikty... Tylko po co? Kluczem w tej kwestii nie jest zagadnienie co jest lepsze - kupno czy adopcja psa, gdyż tego w żaden sposób nie da się rozstrzygnąć - dla każdego coś innego będzie lepsze, ponieważ każdy z nas ma inne oczekiwania i pragnienia. Natomiast najważniejsze jest podkreślenie, że zarówno w jednym, i w drugim przypadku jest to decyzja w najwyższym stopniu odpowiedzialna. Wprost, powiększa się rodzinę o nowego członka, bierze się odpowiedzialność za żywą istotę, nie ma co mówić, że tak nie jest i tu każdy psiarz na pewno się ze mną zgodzi, że pies to nie "tylko pies". Zatem i kupno, i adopcja psa powinny być dokonywane świadomie. Tylko tyle i aż tyle. I choć z dumą noszę koszulkę z napisem "Nie kupuj, adoptuj!"*, to równie chętnie nosiłabym taką z napisem "Możesz kupić, możesz adoptować... Ale zrób to świadomie!". 


Bąbel - moja osobista mieszanka schipperkowo-gronkowa z energią pudla, puchatością sheltie i prędkością (w stronę jedzenia) whippeta! Nie zamieniałbym go na żadnego innego :) To jedyny egzemplarz rasy Bąbel collie!

---

* A jak widzicie, nie jest to ukryty przytyk do osób, które kupiły zamiast adoptować, tylko proste wyrażenie mojej postawy, którą chcę zwrócić uwagę na potrzebujące zwierzaki; sama przecież nieraz przeglądałam i będę przeglądać strony hodowli i nie wykluczam kupna psa.

piątek, 8 kwietnia 2016

Kwartalnik treningowy #1 - styczeń-marzec 2016 i plany na kolejne miesiące

Ostatni kwartał nie był dla nas najłatwiejszy. Właściwie do końca stycznia największą udręką były...spacery. Udręką bynajmniej nie dla mnie, ale dla Bąbla. Niestety bardzo kiepsko znosi on fajerwerki i w tym roku odniosłam wrażenie, że jego wrażliwość na huk jeszcze wzrosła. Wystarczyło, że w dwie minuty po wyjściu na spacer gdzieś w oddali usłyszał odgłos niekoniecznie nawet będący wystrzałem, ale przypominający go (np. trzaśnięcie klapy od śmietnika), momentalnie następował w tył zwrot i ciągnięcie z całej siły do domu. O dalszym spacerze nie było mowy. Stopniowo sytuacja się poprawiała, ale mnie z kolei dopadły różne obowiązki i miałam wyjątkowo dużo na głowie (nie żeby to się specjalnie zmieniło, póki nie obronię mgr chyba tak zostanie ;)), przez co treningi zupełnie nam się rozluzowały, a ja nieco się rozleniwiłam w tej kwestii. Poza tym na spacerach często bywało tak, że to Bąbel "decydował" gdzie idziemy, a nie ja - i jakbym go nie przekonywała - smaczkami, uciekaniem, zabawkami, czymkolwiek - nic się nie udawało, więc siłą rzeczy, żeby "wychodzić" z nim jakiekolwiek siku musiałam pójść tam, gdzie czarny prowadził. Wydaje mi się, że była to pozostałość tego lęku przed hukiem i w zależności od okoliczności tylko jemu znanych wybierał trasę dla siebie najbardziej komfortową, na której mógł czuć się bezpiecznie. Ulubiony kierunek - tzw. "nowe bloki" i nasz gabinet weterynaryjny ;) Do tej pory czasem próbuje wymusić, żebyśmy tam poszli - nie wątpię, że ma to związek z tym, że jest na diecie, a panie czasem dadzą smaczka... Ale o diecie jeszcze za chwilę.

Polowanie na wiewiórki w Parku Szczytnickim...

Pogoda też nie sprzyjała dłuższym spacerom i treningom na powietrzu, bo Czarny należy do wyjątkowo wybrednych psów w tej kwestii i na deszcz reaguje spojrzeniem typu "seriously?" i nie zamierza zrobić kroku, żeby wyjść z klatki schodowej. Obydwoje więc trochę oklapliśmy. Ale marzec przyniósł nową motywację do treningów, powtórki tego, co już było i wielką niespodziankę! Nie dość, że Bąbel przez te długie tygodnie przerwy niczego nie zapomniał, to jeszcze zrobił perfekcyjnego susła za pierwszym razem, a tę komendę dopiero zaczynaliśmy ćwiczyć kilka razy w zimie! Domyślam się, że wyszło mu przez przypadek, bo do tej pory nie udało się uzyskać ponownie tak spektakularnego efektu, ale pracujemy ;) Najważniejsza jest jednak refleksja, która do mnie po tym wszystkim przyszła i podniosła na duchu. Przyznaję, źle się czułam, że zaprzestaliśmy regularnie trenować i obawiałam się, że jak zaczniemy, to będziemy "w tyle", a to miłe zaskoczenie uświadomiło mi jak inteligentnego i zaangażowanego mam psa, i że on też potrzebuje czasem takiego okresu większego luzu, bo po tym może - w zasadzie i on, i ja - z większą energią wrócić do pracy. Oby ta tendencja się utrzymała, bo teraz będzie coraz więcej do trenowania - dołączyliśmy do OBIprzedszkola (co prawda jako starszaki, ale przyjęto nas ;)) i będziemy co tydzień w poniedziałki zgłębiać tajniki obedience, a jutro i pojutrze czeka nas seminarium i zawody treningowe rally-o z Olgą Nylec. Na pewno nasze wrażenia zrelacjonujemy! A na czerwiec szykujemy się do debiutu na dogtrekkingu w Trzebnicy.

Typowy zestaw psiarza: saszetka ze smakami, sznur gumowych parówek, stare dżinsy do brudzenia.

Żeby jednak nie było tak optymistycznie, marcowy powrót do formy już na samym początku zakłóciła tajemnicza kontuzja tylnej prawej łapki. Bąbel kulał dziwnie długo i coraz bardziej, po kilku konsultacjach u naszych wetek zostaliśmy wysłani do ortopedy. Po dwóch badaniach i RTG werdykt był jeden, ale niezbyt precyzyjny - coś ze stawem kolanowym, trudno powiedzieć jaka przyczyna, być może jakaś mikrokontuzja, ale ewidentnie coś się dzieje ze stawem. Za młody jednak na zwyrodnienia... Dostał strzykawkę w kolano (blokadę stawu), a od wetek chondroprotetyki jako suplement do karmy (łyka syropek z zadowoleniem). Po 3-4 dniach od wizyty u ortopedy (swoją drogą bardzo polecamy - dr Bieżyński na klinikach weterynaryjnych we Wrocławiu, profesjonalista!) nastąpiło drastyczne pogorszenie. Bąbel właściwie przestał używać łapy, kicał na jednej. Doktor ostrzegał, że coś takiego może nastąpić, ale i tak miny mieliśmy nietęgie... Na szczęście stopniowo wszystko zaczęło iść ku dobremu i teraz już jest prawie idealnie. W przyszłym tygodniu idziemy na kontrolę, trzymajcie kciuki!


Z wydarzeń bardziej sensacyjnych - Bąbel został ostrzyżony! W tym wpisie zamieszczam jeszcze zdjęcia "przed", ale na facebooku wrzuciłam niedawno jedno "po" - muszę przyznać, że na pewno go to odmłodziło i chyba przez dwa dni nie mogłam się przyzwyczaić do tej nowej "stylówki" ;) Wydaje mi się, że przez ostatnie kilka miesięcy zarósł na tyle mocno, że takie przystrzyżenie dobrze mu zrobi, a mi pozwoli na swego rodzaju eksperyment - sprawdzenie w jakim tempie sierść mu odrasta i jaka długość jest najfajniejsza ;) Podobał mi się i futrzasty, podoba mi się też taki szczeniaczkowo-owieczkowy, jak teraz - ale mam wrażenie, że stan pośredni będzie strzałem w dziesiątkę. Co ciekawe, po tych kilku dniach od strzyżenia już widać, że gdzieniegdzie kudełki rosną... Długo chyba nie będziemy czekać na powrót czarnej kuli :D


A propos kuli - strzyżenie uwypukliło również problem, z którym zmagamy się od dłuższego czasu, a mianowicie nadwagę. Przy adopcji Bąbel ważył 10 kg - za mało, przybrał do 12, było idealnie, ale po kastracji skoczyło już do 14... Nie będę wskazywać palcem kto miał w tym największy udział, tylko zabieram się do roboty nad tym, żeby mój pies był zdrowy i sprawny! Naszym pierwszym celem jest spadek do 13 kg, bardzo Was proszę o wsparcie i trzymanie kciuków! Zmieniliśmy karmę na lżejszą (VetExpert Obesity, wcześniej ze względu na profilaktykę wątroby byliśmy na Renalu z tej firmy, przed zmianą karmą zrobiliśmy badania krwi i okazało się szczęśliwie, że Bąbel jest całkowicie zdrowy) i staramy więcej się ruszać - pogoda będzie temu sprzyjać, więc mam nadzieję, że w wakacje Bąbel wkroczy już lżejszy! Mam jednak pewne obawy, bo mam wrażenie, że Czarny ma od kilku tygodni mniej energii niż miał kiedyś, już nie tak chętnie bawi się z innymi psami (co innego ze swoimi ludźmi, co bardzo mnie cieszy, ale jednak równowaga byłaby wskazana...) i zrobił się trochę oklapnięty... A może to tylko moje wrażenie? Mija właśnie rok od kastracji, oby nie był to skutek jego uspokojonych hormonów... Miejmy nadzieję, że zmiana diety i regularne treningi go rozruszają! Tym bardziej, że jednym z naszych głównych celów jest budowanie motywacji na zabawkę.


Tak jak to zwykle robiłam w tego typu wpisach, chciałabym jeszcze na koniec krótko podsumować ostatnie 3 miesiące pracy i rozpisać mniej więcej plan na kolejne. Tym razem pewnie będzie jeszcze bardziej ramowo i skrótowo, bo zaczęliśmy prowadzić dziennik treningowy - jak na razie prowadzenie go idzie super, zwykle rozpisuję sobie tydzień-dwa i ułatwia to znacznie rozplanowanie treningów o różnym stopniu intensywności. To, co ćwiczyliśmy przede wszystkim w minionym kwartale to standardowe sztuczki, a więc tak naprawdę utrwalanie tego, co już było i kilka elementów rally-o. Wszystko szło w miarę dobrze, ale jedna rzecz, i to klucza, bardzo nam się osłabiła - odwołanie i przywołanie, zwłaszcza jednak to pierwsze. Zatem moje kluczowe cele na kwiecień, maj i czerwiec to:

  • wzmocnić odwołanie i przywołanie
  • dawać z siebie 200% na treningach obi i pracować stopniowo nad 7-ma fundamentami wg Joanny Hewelt
  • wzmocnić własną i bąblową kondycję, żeby być gotowym na dogtrekking - dłuższe spacery, bieganie
  • przyuczyć Bąbla do kennelu (idzie nieźle, ale wciąż mam obawy co będzie jutro na seminarium...)
  • utrwalać to, co już umiemy [klik]: sztuczki, codzienne komendy
  • konsekwentnie uczyć się cofania na przedmioty, trzymaj-puść i dopracować susła

Oby udało się zrealizować chociaż część, z tego, co mamy w planach :) A tymczasem lecę spakować ostatnie rzeczy na jutrzejsze seminarium. Trzymajcie za nas kciuki!

sobota, 12 marca 2016

Bo czarny, to zły... O syndromie czarnego psa

Szczerze mówiąc, dopóki nie zapytałam na jednej z psich facebookowych grup, czy ktoś spotkał się ze stereotypami dotyczącymi czarnych psów, nie wiedziałam, że istnieje na to fachowa nazwa: syndrom czarnego psa. Dla mnie brzmi to co najmniej śmiesznie, ale jest to raczej śmiech przez łzy, bo osobiście nigdy nie miałam nic przeciwko czarnym zwierzakom i nie rozumiem jak można mieć - i mówi Wam to osoba, na którą w dzieciństwie skoczył czarny pudel, co spowodowało blisko 20 lat lęku przed psami! Bynajmniej nie z powodu ich koloru... Ale ok, przyjmijmy, że kolor sierści może mieć znaczenie i chociażby podświadomie czarny kojarzy się z czymś złym, mrocznym, agresywnym, nieprzewidywalnym, tajemniczym... Czarny pies to prawie tak bardzo zły omen jak czarny kot? Ponurak w Harrym Potterze był wielkim czarnym psem zwiastującym śmierć... Ale z jaką łatwością można było go pomylić z Syriuszem, któremu leżało na sercu przede wszystkim bezpieczeństwo głównego bohatera popularnej serii książek? (fanatyczka pozdrawia innych fanatyków, potterheads unite! :D).

Jak wspomniałam, zrobiłam szybki risercz na temat rzekomych mitów dotyczących czarnuchów w jednej z psich grupek na facebooku (bardzo dziękuję wszystkim, którzy aktywnie się wypowiadali!). Szczęśliwie okazało się, że właściwie nikt nie wierzy w tego typu bzdury! Udało mi się jednak "złapać" kilka ciekawych spostrzeżeń. Dużo osób mówiło o tym, że słyszało o takich negatywnych stereotypach lub wprost o "syndromie czarnego psa", ale raczej w kontekście tego, że czarne są najczęściej uznawane za nijakie (akurat mi zawsze jednolita czarna sierść wydaje się wyjątkowo oryginalna i wyróżniająca się... co człowiek to obyczaj ;)) i mają przez to mniejsze szanse na adopcję. Coś w tym musi być, ponieważ widziałam kilkakrotnie kampanie schronisk czy fundacji, które mówiły właśnie o "niewidzialnych" czarnych podopiecznych, którym trudno znaleźć dom... Czy to rzeczywiście kwestia "nieatrakcyjności" umaszczenia czy może jakieś podświadomie siedzące w nas negatywne skojarzenia z czernią? Na marginesie, absolutnym kuriozum jest dla mnie stwierdzenie, że czarny psy (ale także koty!) rzadziej są adoptowane, bo źle wychodzą na zdjęciach! Ekhem... Jakby to powiedzieć... Wystarczy chyba zerknąć TU. Czy ktoś ma jeszcze jakieś wątpliwości?



Spróbujemy jednak na chwilę podejść do sprawy adopcji czy kupna psa bardziej naukowo. Czytając o syndromie czarnego psa, natrafiłam na dwa bardzo ciekawe artykuły: jeden po polsku i jeden po angielsku. Chciałabym streścić tu interesujący fragment tego drugiego. Przeprowadzano kilkakrotnie badania naukowe dotyczące wizerunku czarnych psów. W jednym z nich, badani mieli za zadanie określić co sądzą o psach na zdjęciach - pokazywano im psy o jasnym i ciemnym umaszczeniu. Wygrało jasne umaszczenie, które oznaczało dla badanych psa bardziej przyjaznego i stabilnego emocjonalnie. Inne badanie pokazało jednak, że kolor nie jest czynnikiem decydującym jeśli chodzi o prawdopodobieństwo adopcji - najważniejsze dla potencjalnych opiekunów było to, czy pies jest rasowy. Następnym kryterium był rozmiar dopasowany do stylu życia i możliwości nowego właściciela oraz wiek (znany również na naszym podwórku problem psich seniorów...). Dopiero po tym wszystkim przychodziła pora na wybór pod względem koloru. Z kolei inne badania, wykonane w schroniskach w Los Angeles i w Nowym Jorku, pokazały, że czarne psy krócej czekały na adopcję niż czworonogi o innym umaszczeniu. Ciekawym przypadkiem są też badania wykonane znów na podstawie fotografii psów - czarne pudle były oceniane jako bardziej przyjazne od tych białych i właściwie nie ma psa, którego ludzie bardziej by uwielbiali od czarnego labradora!

Wszystko to pokazuje, że sytuacja nie jest czarno-biała. W pewnych miejscach na świecie adopcja czarnych psów nie stanowi problemu, z kolei w innych czarnuchy często muszą swoje wyczekać za kratkami zanim trafią do nowego domu. Niezaprzeczalnie jednak kolor nie jest pierwszą rzeczą, na którą zwracają uwagę chętni to adopcji - wszystkie badania pokazały, że ważniejsza była dla nich rasa, wiek i rozmiar.

Artykuł zwraca też uwagę na ważny aspekt badań dotyczących syndromu czarnego psa - należy zachować ostrożność i dystans w stosunku do ich wyników. Badania robione w tym samym czasie w różnych miejscach dawały odmienne rezultaty, z kolei badania robione w jednym miejscu rok po roku również różniły się, niekiedy znacząco. Każdy, kto chciałby udowodnić, że syndrom czarnego psa istnieje i jest dużym problemem, ma oręż w postaci literatury na ten temat i konkretnych badań. Ale ci, którzy uważają, że czegoś takiego nie ma mają także odpowiednią literaturę i badania! I znów perspektywa patrzenia zależy od miejsca siedzenia... Nie zmienia to jednak faktu, że samo zagadnienie jest dość złożone i wciąż interesujące.

Bardzo groźny i agresywny czarny pies...

Uff, odchodząc już od tego naukowego tonu i zbliżając się ku końcowi - kilka lżejszych historyjek ;)
Faktem jest, że właściciele czarnych czworonogów czasami spotykają się z nietypowymi reakcjami ze strony przechodniów - i to tych z psami, i bez. A jeśli jeszcze nasz czarnuch jest dość duży i przypomina wilka (patrz: psy w typie owczarków niemieckich ;)), to sprawa może być już całkiem przegrana. Czarny zły wilk! Czy może być coś gorszego? Najśmieszniejsze jest to, że z moim średnio-małym czarnym złym wilkiem też miałam takie przygody - niezbyt często, ale jednak na tyle często, żeby się nad tym zastanowić! Idący z naprzeciwka właściciele ze swoimi psami niekiedy brali je na ręce albo stawali w miejscu i czekali aż ich miniemy, ewentualnie chowali się w jakimś bocznym przejściu czy bramie. Miałam przy tym okazję widzieć jak na psa podobnej do Bąbla postury reagowali normalnie, czyli właściwie nie reagowali. Oczywiście powodów takich zachowań może być wiele i nie ma co uogólniać, każdy z nas zna te sytuacje, kiedy właściciel(ka?) słodkiego yoreczka nie zdaje sobie sprawy, jak walecznego teriera ma obok siebie i za wszelką cenę chce ochronić go przed światem, a zwłaszcza tymi strasznymi wielkimi psami. Ale nie o tym dziś miało być! Przynajmniej idąc z czarnym na spacer mogę czuć się bezpiecznie... ;)

Krążą również całkiem interesujące przesądy/teorie/przekazywane z pokolenia na pokolenie ostrzeżenia - niniejszym przekazuję je również Wam, abyście wiedzieli jak nie popełnić błędu! Nie należy wybierać szczeniaka z ciemnym/czarnym brzuchem, to po pierwsze, a po drugie, jeśli spotkacie psa z czarnym podniebieniem to lepiej brać nogi za pas! Prawdopodobnie obie te cechy mając w sobie coś złowrogiego... Spotkałam się też z intrygującym stwierdzeniem, że czarne psy mają intensywniejszy swój psi zapach - akurat mam zupełnie przeciwne odczucia, ale może ktoś z Was coś takiego zaobserwował?

Na koniec świetny przykład ludowej opowieści, którą przytoczyła jedna z psich facebookowiczek jako odpowiedź na moje pytanie o czarne psy: w noc świętojańską (lub w inną szczególną, tu autorka przytaczała z pamięci opowieść babci) czarownice brały czarnego psa (chociaż lepszy byłby kot, ale pies też się nadawał) - ale calutkiego czarnego, bez ani jednego włoska w innym kolorze (Bąbel w takim razie odpada, bo mu jakieś brązowe kłaki przy kolanach się zrobiły...) - i wrzucały go żywcem do garnka. Gotowały go dopóki nie została tylko jedna kość, której, według podania, zwierzęta z domieszkami innych kolorów nie mają. Przy użyciu tej jednej kostki mogły rzucać uroki przez najbliższy rok. Rewelacja! A dla fanów teorii spiskowych i zjawisk paranormalnych, polecam krótki akapit o kryptozoologii ;) Skoro w Wielkiej Brytanii czarny kot przebiegający drogę przynosi szczęście to przecież musieli coś wymyślić w zamian!

Jestem bardzo ciekawa jak Wy osobiście postrzegacie czarne psy czy czarne zwierzęta w ogóle i czy spotkaliście się kiedyś z jakimiś ciekawymi sytuacjami albo teoriami. Dajcie znać! A tak poza tym, to czarny jest bardzo twarzowy! ;)


czwartek, 25 lutego 2016

Liebster Blog Award - do czterech razy sztuka!

Przez psią blogosferę przeszła ostatnio fala Liebster Blog Award, nie ominęła również nas - dostaliśmy aż cztery nominacje - od Z Psiej Perspektywy, Pufoświat, Kojot i If we were dogs. Trochę się tego nazbierało, więc w jednym zbiorczym poście zamieszczamy odpowiedzi. Przyznaję, że nie jestem wielbicielką takich łańcuszków, więc nikogo więcej nie nominuję, ale bardzo miło było mi odpowiedzieć na Wasze pytania! :)



Pytania z psiej perspektywy...

1. Jaką cechę najbardziej lubisz w swoim psie?
Radość życia!

2. Jaki pies marzył Ci się, gdy byłaś mała?
Hmm, chyba żaden, bo bałam się psów. Ale wiadomo, że małe słodkie szczeniaczki na zdjęciach zawsze mi się podobały ;) Chyba kiedyś myślałam o labradorze albo west highland white terrierze...

3. Co byś chciała poprawić w Waszych relacjach?
Chciałabym mieć więcej czasu dla Bąbla - nauczylibyśmy się wtedy na pewno lepiej ze sobą komunikować.

4. Z czym miałaś największy problem podczas wychowywania Twojego psa?
Z szeroką pojętą nieprzewidywalnością, o której rozpisałam się TU. I cały czas mamy kłopot ze stołowaniem się "na mieście"...

5. Nigdy nie żałowałaś przyjęcia pod swój dach czworonoga?
Nigdy! :)

6. Czemu zaczęłaś blogować? Co Ci to daje?
Zaczęłam blogować z potrzeby wygadania się na psie sprawy (i odciążenia przy tym niezapsionych znajomych prześladowanych przez najnowsze doniesienia z życia Czarnego ;)), z chęci stworzenia swego rodzaju pamiętnika, który kiedyś będę ze wzruszeniem przeglądać oraz z potrzeby usystematyzowania "psich działań", czyli przede wszystkim treningów. Chciałam też bardziej "wsiąknąć" w psi świat i wymieniać się doświadczeniami z innymi, pytać o porady lub po prostu pogadać. Wszystko to dało i cały czas daje mi blogowanie (i facebookowanie ;)). Dobrze mieć świadomość, że jest się częścią grupowego wariactwa, a nie jedynym przypadkiem ciężkiej psiej fascynacji! ;)

7. Czy rozmawiasz ze swoim psem?
Pewnie, bardzo często!



Pufopytania

1. Czy zabierasz psa ze sobą wszędzie/w miejsca nietypowe?
Bardzo bym chciała, ale na razie tak nie jest. Najbardziej chciałabym, abyśmy mogli odwiedzać psiolubne knajpki. Niestety na razie Bąbel dość szybko rozprasza się, nudzi i niestety głośno to wyraża (żarełko nie pomaga...). Ale chcemy nad tym pracować! Pufa, Sunia, potrenujecie z nami? :)
Marzy mi się też, żeby móc zabierać psa do pracy, chociaż od czasu do czasu!

2. Czy zdarzają Ci się takie chwile, kiedy masz dość własnego zwierza?
Pewnie, zwłaszcza jak za dużo i za głośno szczeka ;)

3. Mój pies zniesie wszystko czy mam psie hrabiostwo i wydziwiajkę?
Pół na pół, ale w stronę hrabiostwa. Bąbel zniesie wiele, dopóki nie pada. Deszcz wypłukuje z niego entuzjazm do spacerów, kałuże omija, nie znosi także kąpieli. Ale poza tym bardzo dobrze odnajduje się w różnych warunkach mieszkaniowych/pogodowych/temperaturowych - chociaż ma swoje wyraźne preferencje :)

4. Najbardziej nie lubię kiedy inny pies...
Nie daje spokoju Bąblowi, kiedy ten na wszystkie sposoby mu to komunikuje (dochodzi niemal do szczękoczynów).

5. Po co Ci ten cały blog, funpage?
Patrz punkt 6 w odpowiedziach wyżej ;)

6. Spacer z psem po chaszczach i błockach czy przechadzka po mieście?
Jeśli o mnie chodzi - i to, i to! Ale ze względu na Bąbla chyba bardziej to pierwsze - jeśli rozumiemy przez to hasanie bez smyczy po rozległym, bezpiecznym terenie.

7. Randka/bliższa relacja: tylko psiarz, który kocha kłaki w kawie czy niepsiarz też może być?
Bartek, tylko i wyłącznie Bartek, nie ma innej odpowiedzi! :)

8. A może jeszcze jeden pies?
Bardzo chętnie, ale jeszcze nie teraz.

9. Bez psa od razu dajesz się poznać jako posiadacz sierścioka?
Bąbel ma wspaniałą sierść, którą rzadko gubi i dzięki temu bardzo trudno ją odnaleźć na moich ubraniach, więc to na pewno mnie nie zdradza. Ale nie ma chyba rozmowy, niezależnie od jej głównego tematu, żebym o Bąblu nie wspomniała chociażby mimochodem ;) Zatem tak, od razu daję się poznać!

10. Mój pies za nic nie potrafi się nauczyć...
"A kuku", bo ma za krótkie łapki ;) I nie stołowania się w parku...!

11. Ja osobiście dam się pokroić za...
Dobre zdrowie i samopoczucie mojego psa.



Kojot pyta

1. Czy poza psem masz jakieś inne zwierzęta?
Teraz nie, ale w dzieciństwie miałam rybkę Welcię (taaa, taka z niej welonka jak z Bąbla jamnik, wyrosła na dorodnego karasia złocistego...) i szynszylę Benka Beczkę.

2. Czym najbardziej rozbawia Cię Twój pies?
Minami, "gadaniem" i tym jak śmiesznie przebiera łapkami do przodu, gdy macham mu przed nosem szarpakiem ;) Ogólnie cały jest śmieszny, taki pies z kreskówki!

3. BARF czy karma? Dlaczego?
Karma, bo po kuracji wątrobowej podtrzymujemy profilaktycznie dietę z karmą weterynaryjną. I BARF to dieta wysokobiałkowa, a dla psów z problemami wątrobowymi taki sposób odżywania jest niewskazany.

4. Ulubiona zabawka Twojego psa?
Kapcie mamy :P I wszystkie możliwe tekturowe paczki, pudełka - oczywiście do rozszarpania! (Codziennie zadaję sobie pytanie po co inwestuję w jakiekolwiek inne zabawki - ok, bawi się nimi, ale radość z kawałka tektury jest bez porównania!)

5. Jak najbardziej lubicie wspólnie spędzać czas?
Aktywny, długi spacer z innymi psami lub leżenie na kanapie/w łóżku/na podłodze i drapanie za uchem (wiadomo kto kogo ;)).

6. Skąd się wziął u Ciebie pies?
Ze schroniska ;) To dość długa historia, więc zainteresowanych pozwolę sobie odesłać do naszej historii adopcyjnej tu -> część I i II.

7. Pies sam w domu: spokojny czy niszczyciel?
Śpi jak suseł, po przyjściu można łatwo znaleźć miejsce gdzie leżał, bo jest wygrzane (najczęściej: kanapa, kafle w przedpokoju, legowisko).

8. Wyjście do kawiarni z psem czy bez psa?
Chciałabym z psem! Były już próby, ale długa droga przed nami. Będziemy nad tym pracować!

9. Akcje typu "sprzątaj po psie": dobre czy irytujące?
DOBRE I CAŁY CZAS POTRZEBNE!!!

10. Psie gadżety dla Ciebie: masz czy uważasz za zbędne?
Ekhem... Niedługo chyba powstanie wpis-spowiedź z mojego psiego zakupoholizmu, nie znowu jakiegoś szalonego, ale jednak... ;) Mam srebrny wisiorek zrobiony na zamówienie z wygrawerowaną łapą Bąbla (precyzyjny grawer na podstawie skanu łapy). I 3 saszetki-nerki, a mimo to zawsze szukam nowych. I teraz jeszcze szykuję się na polowanie na sprzęt dogtrekkingowy, psi i ludzki. To chyba mówi samo za siebie.

11. Które z Was chodzi modniej ubrane?
Zdecydowanie Bąbel - ma szelki uszyte na miarę! ;)



If we were dogs... we would know the best answer :)

1. Imię Twojego psa ma jakąś historię? Jakie ksywy przyczepiły mu się do ogona po oficjalnym imieniu?
Dość długo myślałam na imieniem, ale chciałam, żeby było raczej takie lekkie i zabawne, "Bąbel" trochę chodziło mi po głowie, ale wiedziałam, że dopiero jak wypatrzę w schronie tego mojego psa to będę mogła pomyśleć o imieniu. Czarnuch wpadł w oko, były różne pomysły, ale "Bąbel" pasował mi najbardziej, bo to był taki poczciwy piesek. Potem okazało się, że imię jak najbardziej odpowiada jego osobowości - pełnego radości, przezabawnego psa! Zwracamy się do niego jednak bardzo często innymi określeniami, np. Bubu (najczęściej), Bubek, Bumbox, Czarny, niekiedy nawet rozbudowanymi - Agent Bąbel, Komisarz Bąbel, Czarna Rozpacz, Czarna Perła (tu prym wiedzie mama ;)). Oczywiście padają też tradycyjne zawołania: brudas, smrodek, serdel i parówa!

2. Czego nauczył Cię Twój pies?
I czego uczy cały czas - cierpliwości, radości z drobnych rzeczy, odpuszczania sobie, gdy nie warto się czymś przejmować, ogólnego wyluzowania.

3. Duże cele spacerowe. Gdzie chciałabyś wyjechać ze swoim psem, nieograniczona drogą, kasą etc.
Przejść się wzdłuż wybrzeża Morza Bałtyckiego, poza sezonem, ale gdy jest słońce i w miarę ciepło - to by było coś :)

4. Gdybyś miała możliwość zmiany jednej cechy u swojego psa to byłaby to...?
Szczekliwość w nieodpowiednich momentach.

5. Idealny pies - stojąc na tylnych łapach dyszy w twarz, średniak, kieszonkowy?
Trudne pytanie! Z jednej strony chciałabym mieć nawet mikropsiaka, żeby móc do zabierać bez problemu w wiele miejsc. Z drugiej strony z takim małym średniakiem jak Bąbel jest mi chyba najlepiej - jeszcze uniosę w razie czego, ale już czuję się bezpieczniej jak idę po zmroku. Lubię też duże rasy, np. nowofundlandy - taki też by mi się marzył... Odmawiam odpowiedzi na to pytanie! ;)

6. Nigdy nie nauczę mojego psa (czego nie chcesz go nauczyć, dlaczego?).
Może nie nigdy, ale nie planuję uczyć Bąbla aportowania, on sam zresztą nie ma specjalnych ciągot w tym kierunku. Podejrzewam, że to ćwiczenie tylko by go nakręcało, a zależy mi przede wszystkim na jego fizycznym i psychicznym zmęczeniu po spacerze i następnie wyciszeniu w domu, a nie nabuzowaniu. Chcę jednak nauczyć go komendy "przynieś" dotyczącej wskazanych przedmiotów w domu.

7. Chwile grozy, czy przydarzyło Wam się coś z gatunku przerażających historii.
Ucieczka - i to dwukrotna. Raz zupełnie niespodziewanie ogłuchł i pognał za jakimś zapachem w drodze do parku niedaleko domu, akurat był wtedy na wieczornym spacerze z tatą, ja byłam na mieście, przyjechałam do domu, chodziliśmy wszędzie po okolicy, szukaliśmy go, mnie przed płaczem chroniło chyba tylko stężenie adrenaliny we krwi. Poszłam z tatą w miejsce, gdzie zwiał i tam mieliśmy się rozdzielić i pójść w różne strony, ale nagle zobaczyłam charakterystyczny cień wesoło drepczący w naszą stronę z parku... Co za agent! Brudny, mokry, zadowolony, wrócił tam, gdzie przyzwyczaił się, że zawsze przechodzimy! Drugi raz zwiał przez wystrzał sztucznych ogni, ukrył się w sklepie spożywczym blisko domu, pani ze sklepu odczytała adresówkę i znalazł się ekspresowo, ale i co się nadenerwowaliśmy to nasze.

8. Twój pies mówi, wstaje rano, otwiera paszczę i co słyszysz?
Od poniedziałku do piątku - "Jeszcze 5 minut...", w weekendy - "Cześćcześccześćcześć wstawajnooooooochodźmyjużchodźchodźchodź na spaceeeeeeeeeeeeeeeeeer!"

9. Największa ohyda, którą zeżarł Twój pies.
Ech, na pewno znalazł coś ohydnego na trawie w parku, wolę nie wiedzieć. Na szczęście nie je odpadów biologicznych, ale spleśniały chleb czy stare kości - mmm delicje!

10. Czy musiałaś z czegoś zrezygnować dla psa/przez psa.
Na pewno, ale już nie pamiętam z czego, bo z psem jest tak fajnie :)

11. Czy poznałeś nowych ludzi bezpośrednio dzięki psu, czy odwracając psa ogonem, ktoś ze znajomych wypadł z tego powodu?
Zdecydowanie to pierwsze - poznałam i wciąż poznaję świetnych ludzi, z którymi mogę pogadać nie tylko o psach! A niektórzy znajomi, powiedzmy, z dystansem patrzą na moją psią pasję, ale nikt się raczej na nas nie wypiął.

Uff, to już koniec! W następnym wpisie zaserwujemy Wam trochę przesądów i pogłosek o czarnych psach... Może ktoś z Was ma jakieś doświadczenia w tym temacie, słyszał jakieś fajne historie, w stylu, że pies z czarnym podniebieniem może zjeść dziecko, itp.? ;) Mogą też być łagodniejsze, ale chętnie poczytam z czym się zetknęliście! Tymczasem za parę chwil spróbuję wyciągnąć Bąbla na wieczorną przebieżkę, chociaż czarno to widzę - pogoda nie sprzyja...

wtorek, 16 lutego 2016

(Psia) karma wraca! Czyli o solidarności wśród psiarzy

Przysięgam, że od pół godziny szukam wytrwale, ale znaleźć nie mogę wpisu, który jakiś czas temu zainspirował mnie do napisania tej notki. Znalazłam! ;)

Kilka dni temu trafiłam na bloga Z psem po Krakowie (swoją drogą świetny, pozdrówki dla autorki i czterołapa! :)) i zamieszczony tam wpis Jesteś psiarzem. Nie bądź hejterem. Polecam Wam go do przeczytania, jeśli nie mieliście okazji się z nim zapoznać. W skrócie - autorka mówi o tym, że psiarz psiarzowi wilkiem, a raczej, że nikt tak nie potrafi zaleźć za skórę psiarzowi jak inny psiarz. Sprzeczki parkowo-spacerowe to jedno ("Dlaczego pan nie sprzątnie po swoim psie?" - "Spadaj pani!" łagodnie rzecz ujmując...), ale mamy oczywiście internet i wszystkie te facebookowe stronki, grupki, fora. Każdy z nas, nawet jeśli nie osobiście, zetknął się na pewno kiedyś z taką sytuacją w sieci - wystarczy, że ktoś poruszy jeden z dyżurnych kontrowersyjnych tematów i burza potrafi rozpętać się w mgnieniu oka. Nie potrafię się nie zgodzić ze wspomnianym wyżej tekstem i w całej rozciągłości popieram autorkę w jej próbie zwrócenia uwagi na to, co mówimy i piszemy. I też przykro mi patrzeć na to jak ludzie potrafią siebie ranić, myśląc, że mogą wszystko, skoro od rzeczywistości oddziela ich ekran komputera.

Chodził mi ten tekst jednak po głowie dłuższy czas dlatego, że dosłownie chwilę po przeczytaniu go dostałam, dzięki notabene należeniu do paru facebookowych psich grup, zaproszenie na wyprzedaż garażową dla Fleur. A to tylko jedna z wielu wspaniałych akcji zorganizowanych przez psiarzy dla psiarzy, a raczej dla ich potrzebujących pupili. Bazarki, wydarzenia organizowane zarówno przez fundacje, stowarzyszenia, ale i prywatne osoby - jest przecież tego mnóstwo! Szczególnie w pamięci utkwiły mi wydarzenia, które ktoś zorganizował, aby zebrać fundusze na leczenie psa znajomego, nie licząc na zbyt wiele, ale odzew był niesamowity i udało się pomóc czworonogowi. Ku jeszcze większemu zdumieniu i wzruszeniu samego właściciela!

Po tym wszystkim naszła mnie refleksja, że nie da się tego problemu "hejtowania" tak uogólnić. Jest hejt w środowisku psiarzy, tak jak w wielu innych, ani nie jest go więcej u psiarzy niż u innych, ani mniej. Wydaje mi się, że jest to zjawisko niestety dość powszechne we wszelkich grupach społecznych. Natomiast wydaje mi się - i moje doświadczenia z internetowym (i "prawdziwym" ;)) środowiskiem psiarzy zdecydowanie na to wskazują - że psiolubni są jedną z takich grup, która potrafi okazać wielką życzliwość i solidarność, gdy ktoś potrzebuje pomocy. Dowodzą tego wszystkie te akcje, które mi osobiście przywracają wiarę w ludzi i pchają mnie samą, żeby pomóc komuś chociaż w niewielkim stopniu - nie tylko komuś "psiowemu". Taki dobry przykład płynący z psiej strony internetu promieniuje na wszystkie sfery życia i po prostu uwrażliwia nas na drugiego człowieka. Posiadanie psa (nie lubię tego określenia - raczej: bycie opiekunem, przewodnikiem psa) uwrażliwia nas na to, co dzieje się wokół, oducza egoizmu, ponieważ mamy kogoś, o kogo należy odpowiednio się zatroszczyć. 

To, co piszę, to z pewnością też w znacznej mierze uogólnienie, znany przecież różne skrajne przypadki. Ale wydaje mi się, że większość zapsionych, świadomie lub podświadomie, ma ważny cel w życiu: być choć w niewielkim stopniu tak dobrym człowiekiem, za jakiego ma mnie mój pies. I wydaje mi się, że czasem udaje nam się zbliżyć do tego ideału :)


PS Jak Wam się podoba nowy wystrój bloga? Wracamy do intensywniejszego blogowania i nadrabiamy zaległości! :)

niedziela, 3 stycznia 2016

Podsumowanie listopada i grudnia 2015 - zaczynamy 2016!

Ostrzegam, będzie dużo zdjęć :) W tym śniegowe!


No hejka :)


Jak to się stało, że ostatni wpis był prawie 2 miesiące temu? Sama nie wiem kiedy to minęło, ale działo się dużo, i w psim, i w niepsim świecie, więc blog musiał odejść na dalszy plan. Mimo wszystkich widm magisterkowych i różnych innych będę starała się w 2016 roku pisać regularniej, a jeśli niezbyt często, to chociaż konkretnie :) Podsumowania i plany pracy będą pojawiać się pewnie co dwa miesiące, ale nie narzucam tu sobie rytmu, bo nigdy nic nie wiadomo jak to z tym czasem wyjdzie. Najważniejsze jest mieć czas dla Bąbla :) Oczywiście treningów przez ostatnie dwa miesiące nie odpuszczaliśmy, można powiedzieć, że jedynie w grudniu daliśmy sobie trochę na luz. Teraz startujemy z nową energią w nowym roku! Naszym głównym celem są zawody rally-o. Chcemy spróbować swoich sił w tej dyscyplinie, a ćwiczenie poszczególnych komend sprawia nam samo w sobie dużą frajdę. W miarę możliwości będziemy także chcieli uczestniczyć w większej liczbie grupowych spacerów czy ćwiczeń (czas odświeżyć tropienie!). 


"Mame, dobrze robię?"

Listopad i grudzień uznaję za bardzo udany. Bąbel naprawdę nie przestaje dawać z siebie 100%! Jestem pod wielkim wrażeniem jak szybko się uczy i choć oczywiście są lepsze i gorsze dni, mamy swoje różne zmagania, to na ogół Czarny spisuje się rewelacyjnie. Znacznie poprawiło się jego ogólne zachowanie (porównując na przestrzeni ostatniego półrocza), w czym regularnie treningi (=zamęczanie psychiczne ;)) z pewnością pomogły. Nie jest już tak nieprzewidywalny i nerwowy, a zdecydowanie bardziej radosny :)

Grudzień i początek stycznia były dla nas trudne ze względu na czynniki zewnętrzne - czyli standardowy problem "fajerwerki a sprawa psia". Niestety Bąbel należy do tych futrzaków, które bardzo boją się wszelkich, nawet odległych odgłosów wystrzałów. Gdy usłyszy coś takiego będąc na spacerze na smyczy, od razu robi zwrot i zaczyna ciągnąć do domu. Nierzadko też przy szczególnie intensywnych seriach wystrzałów trząsł się jak galareta. Robimy co możemy, żeby pomóc w tym niełatwym okresie i wydaje nam się, że małymi kroczkami idzie to ku dobremu. Odleglejsze wystrzały nie są już takie przerażające, da się jeszcze po nich pójść dalej na spacer. Nie bronimy jednak Bąblowi kontaktu z nami, gdy przerażony szuka miejsca dla siebie w domu - zaobserwowaliśmy, że dużo lepiej się czuje, gdy siedzi przy kimś, wtulony. Potrzebuje takiego oparcia, więc mu je dajemy, jednak tylko kiedy sam zadecyduje i podchodzi, żeby się przytulić. Nie chcemy pochwalać przecież jego strachu! Odkryliśmy też, że znacznie mniej pewnie czuje się po zmroku i wtedy zazwyczaj spacery ograniczały się do najbliższych ulic. Jeśli udało się w dzień choćby dotrzeć do parku to był sukces! Ale nie zmuszaliśmy go, lepiej żeby spacer był krótszy i nie stresował piesa.

Na celowniku...

Oczywiście spacery odbywały się przede wszystkim na smyczy, zwłaszcza w ostatnich tygodniach. W ubiegłym roku z powodu sztucznych ogni Bąbel raz już uciekł - na szczęście schronił się w pobliskim warzywniaku i miał adresówkę z nr telefonu i adresem, więc miła pani odprowadziła go pod nasz dom i zadzwoniła do mnie. Wiem, że świadomej psiej blogosferze nie trzeba tego dwa razy powtarzać, ale to musi wybrzmieć: niech Wasze psiaki mają adresówki! To może uratować ich życie! Jestem przerażona liczbą ogłoszeń o zaginionych psach jaka ostatnio zalewa internet... 

Muszę jednak znów pochwalić mojego Czarnucha :) Zdarzało się w spokojniejsze dni, w miłym psim towarzystwie, że bywał spuszczany ze smyczy. Ja akurat bywałam wtedy w pracy i robił to mój tato, co na początku spotkało się z moimi obawami i sprzeciwem...do momentu kiedy usłyszałam, że pewnego razu Bąbel, hasając sobie w najlepsze na górce z psimi koleżkami, usłyszał wystrzał, dość głośny i początkowo znieruchomiał. Wyobraźcie sobie, że nie dość, że nie rzucił się do ucieczki, głuchy na wszelkie nawoływania, to jeszcze od razu popatrzył na mojego tatę, jakby pytał "co to było, co robimy, pomóż!" i czekał na reakcję. Mój tata go przywołał, zapiął mu smycz i wrócili do domu (chociaż na smyczy już bardzo ciągnął). Z tego osiągnięcia Bąbla jestem chyba najbardziej dumna! Tak się cieszę, że potrafił zaufać nam w trudnej sytuacji!



Popisowy numer ;)

Teraz na szczęście wystrzały cichną i styczeń przyniósł wymarzony przez Bąbla (i przeze mnie też ;)) śnieg! To jest po prostu śnieżny potwór, ryje nosem w puchu jak dzik, tarza się, biega jakby z dodatkowym napędem, radości nie ma końca! :) Ze względu na tę wzmożoną aktywność w mroźne dni i uporczywie zamarzające mu między paluszkami lodowe bryłki zainwestowałam w buty. Dla psa. Serio. Wiem, że niezapsione (i w sumie nie tylko!) osoby będą w szoku :D Kupiliśmy model Active Walker z Trixie, aby mógł nam służyć też na górskich szlakach, które chcielibyśmy w tym roku odwiedzić. Na razie przechodzimy drugi dzień przyzwyczajania Bąbla do butów w domu. Nie jest źle, chociaż bardzo śmiesznie! Idzie mu jednak powoli coraz lepiej. Oczywiście nie omieszkam nagrać filmiku, żebyśmy mogli się pośmiać z tańczącego piesa, który nie rozumie co mu właśnie człowieki założyły. Trzymajcie kciuki, żeby szybko się przyzwyczaił!




Uff, dość już tej pisaniny, jeszcze tylko standardowe podsumowanko i plan - w nieco zmienionej formie - będę uwzględniać tylko kluczowe elementy, których się uczyliśmy, najważniejsze w danym okresie, drobniejsze kwestie aktualizuję na bieżąco TU. Mam rozgrzebanych kilka pomysłów na wpisy, w tym jeden już tworzony, mam więc nadzieję, że uda mi się niedługo go zamieścić. Tymczasem startuję z czytaniem książki Alexandry Horowitz "Oczami psa" - spodziewajcie się pewnego dnia recenzji!



Podsumowanie listopada i grudnia


  • chodzenie przy nodze na smyczy - bardzo dobrze, 3+ ;) to raczej ocena dla mnie, bo opuściłam się w ćwiczeniu, Bąbel za to utrzymał dobry poziom! - 80%
  • wzmocnienie przywołania - troszkę ten śnieg nam psa rozkojarzył, mamy więc kolejne wyzwanie do przećwiczenia, ale wysoki poziom jest utrzymany - 80%
  • zostań - znaczna poprawa, ale dążymy do perfekcji; największe osiągniecie to utrzymanie komendy, gdy ja obchodzę Bąbla wokół (wiwat ćwiczenia na rally-o ;)) - 70%
  • slalom między nogami, ósemka i out - mamy to! - 100%
  • rozróżnienie zdechł pies a turlaj się - udało się! dwa razy przeturlał się w domu, a więc dywan też nadaje się do turlania, nie tylko trawa! i mniej więcej na tym koniec postępów, wciąż walczymy ;) - 30%
  • płynne zmiany siad-waruj na komendę gestem, naprzeciw i przy nodze - re-we-la-cja, Bąbel rządzi! - 90%
  • równaj do lewej nogi - dopracowujemy równanie pod różnymi kątami i uruchamiamy psią pupę, jest nieźle - 70%
  • suseł - nowo wprowadzona komenda i jak się okazuje, Bąbel daje radę! musimy jeszcze popracować nad balansem i będzie ekstra - 70%


Plan pracy na styczeń

  • wskakiwanie na ręce - czas w końcu się na poważnie za to zabrać!
  • cofanie się z wchodzeniem tylnymi łapkami na przedmioty
  • wprowadzenie podskoku w miejscu równo z pańcią ;)
  • trzymaj i puść - to będzie wyzwanie!
  • dalsza praca nad susłem, zostawaniem i wszystkim innym, co trzeba dopracować z dotychczasowo ćwiczonych elementów ;)
  • elementy RALLY-O
  • zastąpienie częściowo nagradzania smaczkami przez nagradzanie zabawą, motywacja na zabawkę-szarpak