sobota, 27 czerwca 2015

Historia adopcyjna Bąbla - część pierwsza

Nie wiem właściwie jak to się stało, ponieważ od dzieciństwa bałam się psów. Czarny (!) pudel sąsiadów skoczył na mnie, zapewne z radości, a ja miałam ledwie kilka lat i wydał mi się ogromnym czarnym potworem, który chce mnie zjeść. No i jeszcze szczekanie! Ostatnimi laty póki pies nie szczekał była nawet szansa, że się do niego zbliżę, przestałam też bać się mniejszych psów, ale nadal nie czułam się swobodnie w towarzystwie czworonogów. Aż pewnego dnia obudziłam się z myślą, która była jednoznacznym impulsem – a może by adoptować psa ze schroniska? Naprawdę nie mam pojęcia jakimi meandrami ta myśl nagle wypłynęła tuż po moim obudzeniu się w sierpniu zeszłego roku. Była jednak na tyle silna, że od razu postanowiłam wejść na stronę internetową wrocławskiego schroniska i poczytać. I przepadłam! Po swojej stronie miałam tatę, nad mamą trzeba było popracować, ale w końcu cała rodzina, łącznie z dziadkami była za przyjęciem czworonożnego lokatora.

Bąbel jeszcze w boksie, nieświadomy, że ta, która go głaszcze niedługo go zabierze do prawdziwego domu :)

Początkowo jednak nie ufałam zbytnio temu impulsowi (który jak się okazało zwiastował rychło nadciągającą przemianę w moim stosunku do psów) i postanowiłam go doświadczalnie zweryfikować wybierając się do schroniska. Kilka wizyt, długie godziny w internecie, rozważanie wszelkich za i przeciw i byłam pewna, że chcę adoptować psa. Nie miałam żadnych specjalnych życzeń, poza tym, żeby był nieduży, taki, żebym dała go radę jeszcze unieść i znał podstawy życia w domu. Nie czułam się na siłach, żeby przyjmować psa, z którym trzeba byłoby długo pracować. Nie miałam doświadczenia  (i wciąż niespecjalnie mam) i chciałam zacząć moją psią przygodę z czworonogiem, który ma już podstawy i jest łagodny, przyjazny do ludzi i zwierząt.

Łapka podana mojemu drugiemu połówkowi, Bartkowi :)

Każdy w naszym domu miał swojego faworyta – tata wypatrzył szorstkowłosego terrierowatego, mama małego awanturnika, a także kilka innych piesków, jednak po kolei konkurenci Bąbla byli eliminowani, aż w końcu rodzice pogodzili się z tym, że to musi być Bąbel. Moje serce zdobył od razu i był numerem jeden, chociaż rozważałam też adopcję innych psiaków. Jeden gest, który wykonywał momentalnie gdy zbliżyło się dłoń do jego boksu zaważył na mojej miłości od pierwszego wejrzenia – podawał łapkę! Był taki osowiały, skulony, ale wyciągał tą łapkę przed siebie, a potem nastawiał się do drapania :) Szczeknął może dwa razy, był spokojny i przyjazny, w jego boksie było czysto – zwiastowało to same plusy. Pracownicy schroniska jedyne, co mogli o nim powiedzieć, to że rzeczywiście jest przyjazny i sporo osób o niego pytało. No właśnie – Bąbel był na kwarantannie, tzn., podaję dla niewtajemniczonych, trwał okres dwóch tygodni jego pobytu w schronisku, w czasie których mógłby się zgłosić właściciel. Pozostał mniej więcej tydzień do końca, gdy postanowiłam, że to mój pies i zaczęłam codziennie go odwiedzać, i chociaż nie mogliśmy ze względu na kwarantannę wyjść na zapoznawczy spacer, to przesiadywałam przy jego boksie, aby rozpoznał mnie w dniu adopcji i nie bał się, że ktoś nieznajomy gdzieś go zabiera. Gdy nastał ostatni dzień kwarantanny upewniłam się, że wciąż jest duże zainteresowanie moim psem i szybko podjęłam decyzję, że budzik nastawiam na 4 rano. Z opowieści osób, które spotkałam w schronisku wynikało, że wiele osób tak robi, gdy zależy im na konkretnym psie, i pan ochroniarz bez problemu wpuszcza do budynku, aby można było poczekać na otwarcie biura. Tak więc baaaaardzo wczesnym porankiem 3 września 2014 roku, z herbatą, kanapka i książką, smyczą i obróżką byłam pierwsza w kolejce po mojego kochanego czarnego psa  :)

I łapka dla przyszłej pani :) To niepewne bursztynowe oko teraz wypełnia błysk szaleństwa w czasie zabawy!
CDN

piątek, 26 czerwca 2015

Dzień dobry! :)

W imieniu Bąbla witam na blogu poświęconemu jego (nie)codziennemu życiu :) Będzie to strona o moim piesku, ale nie zabraknie na pewno także bardziej ogólnych piesowych zagadnień i propagowania adopcji zwierzaków ze schronisk i fundacji – bo nasz Bąbel jest właśnie byłym lokatorem wrocławskiego schroniska. Stąd też nazwa bloga - na umowie adopcyjnej w polu opis napisane jest właśnie "mały czarny" (chociaż jest raczej średnim psem z małych lub mniejszym ze średnich).

Co najważniejsze - moi znajomi w końcu będą mieli spokój od niekończącego się gadania o Bąblu, które będzie sukcesywnie przekuwane w kolejne blogowe wpisy ;)

Dużo zdjęć, anegdot, przemyśleń i być może pola do wymiany doświadczeń i rozmów z innymi psiolubnymi! Zapraszamy do odwiedzin!